UWAGASundokei zabrała się któregoś dnia za pisanie i wyszedł jej dramat obyczajowy z odrobina romansu.
Nie jestem pewna czy się komukolwiek spodoba, ale, jak to powiedział mój bliski przyjaciel: "Nie złoto co się zawsze świeci"
Najstarszy z rodzeństwa zawsze broni resztę
Wielkie wzgórze. Widzę wielkie wzgórze, a na nim czerwone kwiaty. Wyglądają, jak plamy krwi. Słońce powoli zachodzi, oblewając niebo rubinowym blaskiem. Chmury zaczynają tracić swój błękitny kolor. Widzę wielki czarno – srebrny miecz. Wbity na szczycie wzgórza, połyskuje wszystkimi kolorami tęczy. Do kogo on należy? Czyje silne dłonie zdołają wyjąć go z ziemi? Kto podoła temu wyzwaniu i przeniesie na siebie brzemię tego miecza? Czy jeśli to będzie On, to mnie obroni nim? Czy jeśli to będzie On, to czy wyciągnie go przede mnie i wymierzy w mojego wroga? Podoła temu?
- Koizumi! Nana po ciebie przyszła!
- Już idę mamo!
Westchnęłam ciężko i złapałam szybko teczkę z zadaniami domowymi. Idąc po schodach słyszałam tylko ciche stukanie moich butów. W moim domu nie było porannego zgiełku. Zawsze była cisza, którą przerywał tylko mój ojciec. Jego krzyk było słychać wszędzie. Nie wiedziałam, że już niedługo to się zmieni. Los kobiety odmieni nastolatka, która ze strachu przed rzeczywistością uciekła do Internetu. Tam znalazła odpowiedzi na wszystkie pytania, lecz straciła tez coś. Było to uczucie. Wszelkie uczucia ludzkie. Jedyne co teraz umiem to logicznie myśleć i podejmować decyzje. Ale to wszystko się zmieni przez… śmierć.
Powoli otworzyłam wejściowe drzwi. Ostatnie co usłyszałam to zmęczony głos mojej matki. Wypowiedziała słowa, których nie usłyszałam nawet w tej ciszy. Jej usta powoli wypowiedziały trzy słowa, a wśród nich moje imię. Jedyne na co było mnie stać to tylko lekki uśmiech. Nic więcej. Zamknęłam szybko drzwi, po czym spojrzałam na dziewczynę o krótkich brązowych włosach, oraz niebieskich oczach, które zawsze wydawały mi się tak smutne.
- Cześć Nami – powiedziałam spokojnie, ale z nutką radości.
Ta nagle zrobiła się weselsza. Jakby wypowiedzenie jej imienia przeze mnie, dawało jej siłę. Przeszłam koło niej. Przez to zapanowała cisza, której nic nie zniszczyło.
- Idziesz? – zapytałam cicho bojąc się, że ktoś nas zobaczy.
Mam tak od jakiegoś miesiąca. Właśnie wtedy po raz pierwszy zobaczyłam tamtą stronę:
www.korose.jp "Korose" znaczy po japońsku zabić. Z czystej ciekawości tam weszłam. Ale to był błąd. Pierwsze co zobaczyłam to małe pole do pisywania. Potem zaczął pokazywać się obraz. Z czasem ze strachu coraz to mocniej ściskałam myszkę. Gdy zobaczyłam tamten napis: „wpisz imię osoby, która ma zginąć z naszej ręki. Twoje zlecenie zostanie wykonane za miesiąc. Cena zostanie wyznaczona przez naszego pracownika. Pamiętaj: to może być twoje życie” . Przerażona zaczęłam wpisywać imię mojego ojca. Litera po literze. Po minucie na monitorze ukazało się imię: Fuko Koizumi. Zaczęłam rozmyślać: czy on naprawdę zginie? Jeśli to by się stało byłoby lepiej. Ale cena… Czy, więc wtedy ja umrę? Nagle przypadkowo mój palec przycisnął myszkę. Obraz się zmienił. Jedyne co teraz widziałam to napis na czarnym tle. Nie pamiętam już co oznaczało. Byłam dość słaba w staro japońskim. Szybko, więc zamknęłam okno i wyłączyłam komputer. Minął miesiąc. Dokładnie miesiąc od tego wydarzenia. Dzisiaj miało się coś stać.
Przy wielkich drzewach stał mały znicz, a obok niego kwiat słonecznika. Nami na chwilę się przy tym zatrzymała i zaczęła wpatrywać się w czerwony znicz, który cały czas się świecił. Jej oczy coraz to bardziej się szkliły, a usta drżały. Patrząc na nią też posmutniałam. Podeszłam do niej i przytuliłam. Ta mocno złapał mnie za bluzkę i zaczęła płakać. Jej łzy były takie ciepłe, ale są nie porównywalne do tych sprzed roku. Wtedy stało się coś mrocznego. Coś w czym wszyscy uczestniczyliśmy. Wciąż pamiętam, jak ten chłopak krzyczał, jak krew spływała po jego zalanej łzami twarzy. Był on ważny zarówno dla mnie, jak i dla Nany. Był to chłopak o prawie czarnych oczach, ale serce miał jasne i dobre do samego końca. Do samego końca obiecał nas obronić, ale teraz go nie ma. Teraz to ja nas bronię. Robię to, bo mnie poprosił. Była to prośba, którą tylko ja usłyszałam z jego ust. Miał na imię Keiichi. Był naszym przyjacielem. Zawsze nim był. Nigdy nas nie zdradził. Nigdy się zostawił. Zawsze bronił. Kiedyś mi powiedział: „Wszyscy jesteście dla mnie, jak rodzeństwo. A najstarszy musi je bronić, prawda? Tylko… tylko jedna osoba jest dla mnie kimś szczególnym. To ona porusza moje serce. Zrobiłbym dla niej wszystko.” To były ostatnie słowa, które od niego usłyszałam tuż przed tą masakrą.
Było to gdy słońce zniknęło. Gdy ciemność spowiła uliczki naszego parku. Drugi dzień kwietnia. Cała nasza piątka wracała ze szkoły. W ciemnościach podziwialiśmy rosnące kwiaty wiśni. Pośród odcieni ciemność pojawiła się dziewczyna. Jej długie zielone włosy zaczęły powiewać na wietrze. W ręku trzymała wielki nóż. Powoli zbliżała się do nas. Jej kroki były takie głośne. Do dzisiaj pamiętam te głuche odgłosy. Nagle podniosła głowę. Ujrzeliśmy jej napełnione krwią tęczówki. Keiichi stanął przed nas. Stał z rozciągniętymi rękoma, które nas zakrywały. Nami przestraszona trzymała go za ramiona. Jej dłonie się trzęsły.
- Zostaw nas! – krzyknął chłopak.
To był jego ostatni błąd. Na więcej już nie mógł sobie pozwolić. To były już jego ostatnie tchnienia. Dziewczyna podeszła jeszcze bliżej, po czym złapała brązowo włosa za rękę i pociągnęła do siebie. Trzymała jej delikatne ciało tuż przy nożu. Nie minęła nawet minuta kiedy szkarłatko oka miała wbić narzędzie w dziewczynę. Ostrze zaczęło się zbliżać.
- Nami!
To był krzyk, który uratował moją przyjaciółkę. Keiichi podbiegł do nich i wypchnął Nanę z objęć psychopatki. Ale ta się nie zawahała. Zrobiła coś co przerosło oczekiwania wszystkich. Wbiła nóż w swoje ciało tym samym przebijając chłopaka. Wszyscy staliśmy przerażeni. Kiedy zobaczyłam pierwszą stróżkę krwi moje źrenice się powiększyły, a sama zaś wydałam głośny krzyk. Podeszłam do przyjaciela i wyjęłam z niego sztylet. Nie wiedziałam już niczego więcej poza jego twarzą umazaną łzami i krwią. Uśmiechnął się do mnie, po czym powiedział coś czego nie zapomnę:
- Obroniłem kogoś bliskiego mi. Przepraszam, ale ona była mi tak bliska. Kochałem ją. Proszę… Teraz ty jesteś najstarsza z rodzeństwa. Obroń ich.
Z moich czarnych tęczówek powoli wylewały się przezroczyste krople. Złapała mocno dłoń chłopaka, po czym powiedziałam całując go:
- Kocham cię, Keiichi.
Ostatnie co zrobił to uśmiechnął się raz jeszcze i wyszeptał cicho:
- Przepraszam.
Jego powieki zamknęły się. Z oddali słyszałam już ryk karetki. Ale wiedziałam, ze było już za późno. Nic nie dadzą teraz nawet najgłośniejsze krzyki. Wstałam i spojrzałam za siebie. Zobaczyłam Toushiro patrzącego na mnie swoim przerażonym wzrokiem. Ubrudzona krwią podeszłam do Nami i ukucnęłam przed nią. Cały czas płakała. Z jej szeroko otwartych oczu płynęły łzy. Nigdy ich nie zapomnę. Nie zapomnę tego widoku.
Przytuliłam jeszcze mocniej Nanę, po czym powiedziałam cicho patrząc na kwiat:
- Ona też cię kocha.
Po moich słowach wiatr delikatnie zawiał, rozwiewając nam włosy. Miko powoli wstała i spojrzała w niebo, mówiąc:
- On cały czas żyje. Ja to wiem. Odnajdę go i oddam tobie twoje serce Riko.
Westchnęłam ciężko i stanęłam obok niej. Przytrzymałam włosy i powiedziałam:
- Mojego serca nie odnajdziesz, bo to on je zabrał razem ze sobą.
Dziewczyna spojrzała na mnie smutna i uśmiechnęła się, po czym pociągnęła moją dłoń w stronę szkoły.